Stauffenberg i Polska
5 sierpnia 2009Plany, jakie Claus Schenk von Stauffenberg oraz jego wspólnicy przygotowali na tzw. "godzinę zero", przewidywały głównie negocjacje o nowym traktacie pokojowym z Aliantami. Zamachowcy chcieli na wschodzie osiągnąć powrót do granic z 1914 roku. Zawieszenie broni miało początkowo dotyczyć tylko zachodniego frontu, podczas gdy na wschodzie nadal toczyłaby się walka przeciwko Sowietom o strefę wpływów. Niemiecki historyk Hans Adolf Jacobsen twierdzi, że Stauffenberg i inni spiskowcy zamierzali odebrać Polsce ziemie zachodnie i ewentualnie zrekompensować te straty przez dodatkowe ziemie na wschodzie: - "Miało to zależeć od tego, czy uda się obronić wschodnią granicę Polski z 1938 roku. Wtedy Niemcy mogliby w sojuszu z Polską i Wielką Brytanią stanowić ścianę, na której zatrzymałby się bolszewizm". Zdaniem niemieckiego historyka te plany sygnalizowały chęć pomocy i pojednania z Polską w ramach naprawy szkód wojennych, jednak liczono się także z tym, że w najgorszym wypadku Polska mogłaby ponownie zniknąć zajęta przez Sowietów - dodał Jacobsen.
Logiczny rozwój historii?
Historycy podkreślają, że trudno się oburzać takimi planami Niemców, bo z niemieckiej perspektywy były one logiczne. - "Nastawienie Stauffenberga do Polski obrosło negatywnym mitem i są ku temu wystarczające powody. Ale nie można o nim mówić izolując go od czasów i środowiska, w którym żył" - mówi Robert Traba, dyrektor polskiego Centrum Badań Historycznych w Berlinie. - "W okresie międzywojennym doszło do eskalacji w stosunkach polsko-niemieckich, a przyczyny są znane: negatywne skutki Wersalu dla Niemiec, zbudowanie państwa polskiego kosztem części terytorium niemieckiego, permanentny spór graniczny - to tylko niektóre z nich" - wylicza Traba i dodaje, że antagonizmy istniały po obydwu stronach.
Dyrektor Centrum Badań Historycznych w Berlinie dodaje, że powojenne plany grupy oficerów zgromadzonych wokół Stauffenberga były z ich perspektywy "naturalnym rozwojem niemieckiej strategii politycznej okresu międzywojennego. Ta przewidywała dążenie do odwrócenia skutków układu wersalskiego i dlatego trudno było oczekiwać pozytywnej zmiany polityki wobec Polski". Zdaniem Roberta Traby fakt, że nie istniały żadne kontakty między grupami niemieckiego ruchu oporu a jakimikolwiek przedstawicielami rządu polskiego na uchodźctwie, potwierdza tezę, że niemiecki ruch oporu niezbyt interesował się losem polskiego państwa.
Nie ma mowy o przyjaźni
Jeszcze lepiej udokumentowane niż plany grupy spiskowców na czas po zamachu jest ich nastawienie do Polski. Istnieją listy oraz relacje, jakie zachowały się do dziś. Główna postać zamachu z 20 lipca 1944 roku, pułkownik Stauffenberg, w 1939 roku brał udział w wojnie z Polską. Listy, jakie pisał z frontu do swojej żony pokazują, że jego postawa zmieniała się. - "W pierwszej fazie, na samym początku, Stauffenberg pisał o desperackiej walce polskich żołnierzy. Wkrótce potem opisywał dworek, w którym zamieszkał jako oficer, piękną bibliotekę, bajeczne meble, stoliki, szafki na książki i tak dalej" - mówi Robert Traba. - "Ale już kilka miesięcy później pisze zupełnie inaczej i bardzo negatywnie".
Za najbardziej rasistowski fragment relacji Stauffenberga uchodzi następujący opis: - "Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający". Niemiecki oficer pisał również, że jego zdaniem należy niezwłocznie rozpocząć "kolonizację w Polsce" i był przekonany, że ta się powiedzie. Te dokumenty, podobnie jak szereg innych, zostały opublikowane przez niemieckich historyków kilka lat temu i są dostępne na rynku. Negatywne opinie o Polsce wygłaszali również inni przedstawiciele niemieckiego ruchu oporu, a wśród nich m. in. Helmuth James von Moltke. Byli jednak również tacy, jak major Hellmuth von Stieff, którzy biorąc udział w napaści na Polskę pisali: "Wstydzę się być Niemcem!".
Wyobraźnia historyczna pomoże zrozumieć
Historyk Robert Traba zauważa, niełatwo jest wytłumaczyć antypolskie nastawienie grupy Stauffenberga. - "To są bardzo skomplikowane problemy, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, kiedy próbujemy to zracjonalizować" - mówi dyrektor CBH w Berlinie. - "Mimo to nie należy budować czarno-białych stereotypów, lecz o tym dyskutować i mówić". Zdaniem historyków taka dyskusja może się również przyczynić do możliwie obiektywnego postrzegania historii i zapobiegać ślepej heroizacji niemieckiego ruchu oporu. Dlatego, zdaniem Traby, jest słuszne, by w przypadku zamachu na Hitlera Niemcy nie zatrzymywali się na żałobie z powodu 20. lipca 1944, lecz by "ćwiczyli wyobraźnię historyczną". - "Pułkownik Stauffenberg i jego współspiskowcy to był krąg konserwatywno-narodowy z bardzo silnym poczuciem własnej tożsamości i silnie przywiązany do własnego etosu. Gdyby zamach się udał, próbowaliby wykluczyć Związek Sowiecki z podziału świata powojennego i problem granic rozwinąłby się nieco inaczej". Podobną opinię reprezentuje również niemiecki historyk Jacobsen, który przyznaje, że niemiecki ruch oporu chciał przede wszystkim "pokazać światu, że Niemcy samodzielnie obaliliby Hitlera oraz uratować choć szczątki niemieckiego honoru". W kwestii niemieckiej polityki wobec Polski nie można było oczekiwać rewolucji - twierdzą zgodnie polscy i niemieccy historycy.
Róża Romaniec
red.: Bartosz Dudek