Bać się, czy nie?
8 grudnia 2011"EBC ma tylko jeden kompas; kompas stabilności cen". To zdanie wypowiedział swego czasu Jean-Claude Trichet, który przed miesiącem ustąpił ze stanowiska prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Celem EBC jest utrzymanie wskaźnika inflacji w strefie euro na poziomie nieco poniżej 2 procent. Obecnie wynosi trzy procent.
W normalnych czasach EBC powinien podwyższyć stopę procentową, żeby stłumić w zarodku pojawiającą się inflację. Ale nie żyjemy w normalnych czasach.
Rada Europejskiego Banku Centralnego obniżyła w czwartek (08.12) podstawowe stopy procentowe o 25 pkt bazowych, żeby przeciwstawić się grożącej recesji w strefie euro. Powinno to zaniepokoić zwłaszcza stawiającego na stabilność ekonomistę z Niemiec.
EBC skupuje i skupuje
To jeszcze nie wszystko: EBC dalej beztrosko skupuje obligacje wysoko zadłużonych państw strefy euro, zwiększając tym samym płynność rynku. Na znak protestu przeciwko temu kursowi, Niemiec Jürgen Stark rezygnuje z końcem roku ze stanowiska głównego ekonomisty EBC. W rozmowie z niedzielnym wydaniem FAZ powiedział: "Z historii gospodarczej wiemy, że jeżeli Bank Centralny w wielkim stylu finansował państwa, prowadziło to zawsze do katastrofy. Takie pociągnięcia kończą się inflacją".
Podobnie myślą i inni niemieccy ekonomiści - mówi prezes Bundesbanku Jens Weidmann. Kanclerz Angela Merkel też jest tego zdania. Jej lęki przed inflacją co prawda podziela były kanclerz Helmut Schmidt, ale on jednak chętniej sięga po przykłady z przeszłości: "Wskaźniki inflacji w Niemczech na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat istnienia marki niemieckiej D-Mark były wyższe, niż w następującej po nich dekadzie istnienia euro" - 92-letni były kanclerz przypomniał na forum gospodarczym tygodnika "Die Zeit".
Na razie nie ma groźby inflacji
Gustav Horn, dyrektor Instytutu Makroekonomii i Badań nad Koniunkturą w Düsseldorfie, na razie nie widzi niebezpieczeństwa inflacji, ponieważ - jak powiedział w rozmowie z DW-WORLD.DE - udziałowcy czują się niepewnie. Dokładnie nie wiedzą, gdzie można by bezpiecznie ulokować pieniądze. Potem i tak przyniosą je z powrotem do Banku Centralnego".
Jeżeli pieniądze nie trafią do krwiobiegu gospodarki, nie podgrzeją inflacji. Z tym zdaniem zgadza się również renomowany amerykański ekonomista Robert Shiller. Gazecie ekonomicznej Handelsblatt powiedział: "Inflacja nie jest obecnie w najmniejszym stopniu problemem". Nawet, gdyby tak było, amerykański minister finansów Timothy Geithner by to zignorował, ponieważ w jego przekonaniu następstwa rozpadu strefy euro byłyby dużo poważniejsze, niż następstwa inflacji.
Inflacja odwiecznym lękiem Niemców
Skąd się bierze "german orthodoxy"? - jak brytyjski tygodnik "The Economist" określił niemiecki strach przed inflacją. To bardzo proste - odpowiada: Niemcy nie chcieliby po raz trzeci w ciągu jednego stulecia przeżyć z dnia na dzień zniszczenia ich majątku. Po raz pierwszy stracili wszystko z powodu hiperinflacji w czasie światowego kryzysu gospodarczego w 1923 roku. Zaledwie 25 lat później, po II wojnie światowej, nastąpiła reforma walutowa.
Poza tym inflacja jest jak nowotwór, który wdziera się coraz bardziej w głąb i w żaden sposób nie można uniknąć jego siły niszczycielskiej: "Po nastaniu inflacji bardzo trudno ją zahamować. Przeważnie można tylko kosztem recesji" - twierdzi Wim Köster z zarządu Nadreńsko-Westfalskiego Instytutu Badania Gospodarki.
A środki zapobiegawcze?
Nie zgadza się z tym Gustav Horn twierdząc, że mamy do dyspozycji skuteczne antidotum: "Na przykład EBC może znów szybko sprzedać będące w jego posiadaniu obligacje państwowe i tym samym znów zmniejszyć ilość pieniądza na rynku." Oczywiście może też podwyższyć oprocentowanie.
Zhang Danhong / Iwona D. Metzner
red. odp.: Elżbieta Stasik