Sueddeutsche Zeitung o reparacjach: Niespłacony dług Niemiec
6 października 2022„Czy Republika Federalna Niemiec już nie dość wykrwawiła się finansowo po II wojnie światowej? Czy niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock, która przyszła na świat dopiero w 1980 roku, naprawdę musiała usłyszeć od swego polskiego kolegi, że Niemcy jeszcze są winne reparacje? Takie pytania stawiają dziś, czasem nieco nerwowym tonem, niemieccy dyplomaci” – pisze w czwartek (06.10.2022) dziennikarz „Sueddeutsche Zeitung” (SZ) Ronen Steinke. I zauważa, że na coraz głośniejsze polskie żądania reparacji w Niemczech reaguje się pytaniem, jakie postawił niedawno komentator gazety „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: Czy Niemcy są po prostu „wiecznym dłużnikiem”?
„Owszem” – odpowiada Steinke. Jak wyjaśnia, eksperci od prawa międzynarodowego wskazują, że Niemcy poniosły stosunkowo niewielkie koszty za II wojnę światową. „Po zakończeniu II wojny światowej Republika Federalna Niemiec nie musiała zapłacić dużych reparacji” – pisze autor. I dodaje, że było wręcz przeciwnie: kwota reparacji była „zdumiewająco mała”.
Konrad Adenauer, pierwszy kanclerz Republiki Federalnej, już na początku, w 1952 roku, chciał być stosunkowo szczodry wobec Izraela i żydowskich ocalałych z Holokaustu. Szybko zawarto też porozumienia z zachodnioeuropejskimi sąsiadami. Dwanaście z nich otrzymało łącznie prawie miliard marek niemieckich, najwięcej, bo 400 milionów, trafiło do Francji. Dla porównania, ani jedna marka nie trafiła do państw bloku wschodniego, które często ucierpiały o wiele bardziej, nawet do Polski” – przypomina Steinke.
Konsekwencje decyzji aliantów
Jak mówi gazecie profesor Helmut Aust z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie, „Polska znalazła sie po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny” i do dziś ponosi konsekwencje decyzji aliantów z konferencji poczdamskiej, że w sprawie reparacji była zależna od ZSRR.
„SZ” podkreśla, że żaden kraj nie ucierpiał pod niemiecką okupacją tak bardzo, jak Polska. „Po 1945 roku Polska nigdy dobrowolnie nie zrzekła się roszczeń reparacyjnych. Kraj ten, wyzwolony przez Armię Czerwoną, musiał poddać się dyktatowi Moskwy, który brzmiał: Od Niemiec Zachodnich nie będziemy żądać pieniędzy” – pisze niemiecka gazeta, przypominając o uchwale polskiej Rady Ministrów z 1953 roku w sprawie zrzeczenia się reparacji i potwierdzeniu tej decyzji w 1970 roku przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Józefa Winiewicza.
Według profesora Auta, „z formalnego punktu widzenia” ta rezygnacja jest „ważna”. „Niemcy mogą dziś się na to powoływać i rząd tak też robi – po raz ostatni podczas wizyty Annaleny Baerbock u jej polskiego odpowiednika Zbigniewa Raua we wtorek” – czytamy.
„Zgodnie z dominującą interpretacją nie ma też znaczenia, czy państwo zrzekło się dobrowolnie, czy tylko pod – na przykład kolonialnym czy sowieckim – przymusem. Nawet gdyby po upadku żelaznej kurtyny i demokratycznym przełomie w 1989 roku Polska zmieniła zdanie, to w świetle prawa międzynarodowego nie miałoby to żadnego znaczenia” – pisze niemiecka gazeta, powołując się na opinię Markusa Krajewskiego, profesora prawa międzynarodowego na Uniwersytecie w Erlangen i Norymberdze oraz sekretarza generalnego Niemieckiego Stowarzyszenia Prawa Międzynarodowego. „Zmiana formy rządu nie zmienia faktu, że raz wypowiedziane zrzeczenie się jest nadal aktualne” – ocenia Krajewski. Chodzi tu o ochronę zasady wzajemnego zaufania.
Sugestia Trybunału w Hadze
A poza tym najpóźniej w 1990 r., gdy w traktacie „dwa plus cztery” między dwoma państwami niemieckimi i czterema byłymi aliantami zapisano wyraźnie „rozstrzygające” regulacje dotyczące skutków wojny, z Polski powinien wpłynąć protest. „Nie przyszedł” – zauważa gazeta.
Profesor Aust ocenia: „Z punktu widzenia prawa międzynarodowego Polacy nie mają mocnych argumentów”. „Inną kwestią jest spojrzenie z perspektywy politycznej” – dodaje.
„Bowiem zainicjowana przez Warszawę dyskusja nie jest całkiem bezzasadna, a na pewno nie jest też zamknięta. W 2020 roku włączył się do niej Manuel Sarrazin, ówczesny poseł z ramienia Zielonych, który zaproponował utworzenie co najmniej dwóch funduszy na pokrycie kosztów medycznych dla ocalałych oraz na odszkodowania dla ich dzieci. Rząd niemiecki nie podjął wówczas tego pomysłu. Warszawa próbuje więc teraz wywrzeć presję” – pisze „Sueddeutsche Zeitung”.
Zauważa, że w ostatnim wyroku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze z 2012 roku, dotyczącym niemieckich reparacji sędziowie odrzucili ówczesne roszczenia ze strony Włoch. „Ale dodali godny uwagi, niewielki fragment, tak zwane obiter dictum, czyli rodzaj notatki na marginesie, do której nie byli prawnie zobowiązani, ale na której im najwyraźniej zależało. Głosi ona: Tak jak Republika Federalna Niemiec bardzo późno, bo dopiero w 2000 roku, utworzyła fundusz dla ocalałych nazistowskich robotników przymusowych z Europy Wschodniej, tak samo sensowny mógłby być taki gest w stosunku do innych, dotychczas pomijanych grup ofiar, nawet jeśli nie można prawnie zobowiązać do tego Berlina” – zauważa „SZ” . I dodaje, że gest ten mógłby zostać wykonany „na przykład wobec Polski”.