Warszawa: Furtka ku wolności stała się pomnikiem
7 października 2010Wtedy, jesienią 1989 roku, w świat szły przede wszystkim relacje z oblężonej przez podobnych uchodźców ambasady RFN w Pradze. Po pierwsze, kto dostał się na jej teren, ten już tam zostawał, nie bacząc na koszmarny tłok, wielogodzinne kolejki do toalet i inne niedogodności. Za parkanem placówki groził areszt i deportacja do republiki Honeckera. Po wtóre, to właśnie z balkonu owego pałacyku, minister Hans Dietrich Genscher ogłosił, że pociągi pod specjalnym nadzorem zabiorą uciekinierów do Republiki Federalnej. W rezultacie, wydarzenia w Warszawie zostały zepchnięte na dalszy plan i Johannes Bauch, wówczas wiceszef tej placówki, później ambasador w Polsce, uważa to za jawną niesprawiedliwość. W Warszawie, powiada, uchodźcy mogli poruszać się swobodnie, nie groziły im zatrzymania, ba, aby zapewnić im przyzwoite warunki pobytu, rozlokowano ich w kilkudziesięciu ośrodkach, nawet odległych o ponad 100 km od stolicy, na przykład aż w Płocku. W przeciwieństwie do praskich, warszawscy taksówkarze zawozili przybyszy z NRD do „właściwej” ambasady niemieckiej czyli zachodniej, częstokroć za kurs nie brali pieniędzy. A sąsiedzi z Saskiej Kępy – tam właśnie, przy ul. Katowickiej 31 mieściła się wtedy ambasada – spieszyli z pomocą enerdowskim uciekinierom. Dostarczali im żywność, czasami odzież, niekiedy oferowali nocleg, bo nierzadko uciekały rodziny z małymi dziećmi. Z górą 6000 uchodźców przeszło przez warszawską furtkę ku wolności.
Sumienie Mazowieckiego i szok Glempa
W dwudziestolecie zjednoczenia, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz Ambasada Niemiec w Warszawie
”postanowiły postawić pomnik ówczesnym uchodźcom, Polakom, którzy im pomagali, sąsiadom, odważnym polskim politykom oraz nieustraszonym przedstawicielom Kościoła. Dlatego też na terenie Ambasady Niemiec
powstała instalacja artystyczna „Przez Warszawę ku Wolności”. Tak mówił na uroczystości odsłonięcia pomnika ambasador Niemiec, Ruediger von Fritsch. W 1986 roku Warszawa stała się jego pierwszą, zagraniczną placówką dyplomatyczną. Młody referent ds. politycznych pracował tu do roku 1989, ale historycznych wydarzeń na Saskiej Kępie nie doczekał, bo kilka miesięcy wcześniej został przeniesiony do… Kenii. Ale materię Ruediger von Fritsch zna dobrze. W ubiegłym roku ukazała się jego książka „Sprawa Toma, ucieczka w Niemczech”. Dyplomata opisuje, jak w 1974 roku pomagał swemu kuzynowi i dwóm przyjaciołom w ucieczce z NRD do Republiki Federalnej.
Premier pierwszego po wojnie, niekomunistycznego rządu polskiego, Tadeusz Mazowiecki, opowiadał natomiast, w jak dramatycznych warunkach, wespół z Krzysztofem Skubiszewskim, podejmował decyzje w sprawie uciekinierów. Istniał przecież jeszcze Układ Warszawski, Polskę łączyła z Berlinem Wschodnim umowa o readmisji czyli zobowiązaniu do odsyłania do NRD uchodźców z tego kraju. „Są jednak sytuacje – mówił premier – gdy nad wszelkimi umowami górę musi wziąć sumienie. I to była taka sytuacja”. Sekundował mu prymas – senior Józef Glemp. Relacjonował, jak to w 1972 roku, jako prosty biskup, bawił w NRD na zaproszenie tamtejszego Kościoła katolickiego. Po raz pierwszy zobaczył wtedy mur berliński. Wrażenie było tak silne, że wypił butelkę wina z księdzem, który Trabantem zabrał gościa do swego domu
Dwa kolory, czerwony i zielony
Głównym elementem pomnika jest brama prowadząca na teren dawnej ambasady RFN na Saskiej Kępie, na którą wielu uciekinierów wspinało się w drodze ku wolności. Przed i za bramą zapala się na zmianę stylizowana postać w kolorze czerwonym i zielonym. Przejście z koloru czerwonego do zielonego symbolizuje drogę z ogrodzonego kraju do wolności, a później do zjednoczenia
Niemiec pod wspólnym dachem europejskim. Autorami tej instalacji artystycznej są młodzi plastycy, Wojciech Zasadni i Michał Kałużny.
Odsłonięcie pomnika nastąpiło w sposób wirtualny, poprzez kolektywne naciśnięcie guzika; tego zimnego wieczoru, setki gości obserwowały ten moment na telebimach. Obok ambasadora von Fritscha i przedstawicieli Fundacji Współpracy Polsko – Niemieckiej, w akcie tym uczestniczyli świadkowie historycznych wydarzeń. Była wśród nich Kornelia Eggerth, której szlak ucieczki prowadził przez Warszawę. Pani Eggerth nauczyła się polskiego i w tym języku dziękowała Polakom za pomoc, za serce. Łzy wdzięczności nie pozwoliły jej jednak dokończyć opowieść.
Michał Jaranowski, DW, Warszawa