Wizja amerykańskiego noblisty: „Hongkong dla Ukrainy"
25 maja 2022„Możnaby wybrać obszar, który jest wystarczająco duży, by przyjąć miliony Ukraińców, i stworzyć z niego Hongkong dla Ukrainy” – mówi w wywiadzie dla dziennika „Die Welt" amerykański ekonomista Paul Romer, który w 2018 roku zdobył Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii, a także poświęcił się badaniom nad miastami statutowymi (charter cities). O swej wizji nowego miasta ukraińskiego opowiedział na marginesie Światowego Forum Gospodarczego w Davos.
„Miasto musiałoby obejmować jednocześnie bazę wojskową, która byłaby utrzymywana na przykład przez NATO, USA albo Brytyjczyków dla jego ochrony” – proponuje. Jego zdaniem dobrą lokalizacją byłby „południowo-zachodni kraniec Ukrainy”, na zachód od Odessy i rzeki Dniestr. Jak mówi, ten obszar o powierzchni 12 tysięcy kilometrów kwadratowych jest dość duży i rzadko zaludniony. „Dla porównania: Nowy Jork obejmuje około 800 kilometrów kwadratowych i jest wystarczająco duży dla 9 milionów ludzi” – mówi Romer.
Presja na reżim Putina
W mieście z wizji amerykańskiego ekonomisty mogłoby mieszkać 20 milionów ludzi. „W razie potrzeby, każdy Ukrainiec, który zechce, mógłby się tam sprowadzić” – mówi. „Miasto byłoby otwarte dla wszystkich z regionu. I to zwiększyłoby nawet presję na reżim Putina. Proszę sobie wyobrazić, że nagle mądrzy ludzie opuszczają kraj. Taki drenaż mózgów sparaliżowałby wzrost” - ocenia Romer.
Zapewnia też, że stworzenie takiej metropolii nie byłoby bardzo kosztowne, bo „miasta finansują się same, jeżeli stworzy się im dogodne warunki”. Podaje przykład Singapuru, który powstał na obszarze sprzedanym 200 lat temu przez Malezję. Wtedy ziemia ta była „praktycznie bezwartościowa”, a dziś jest wyceniana na bilion dolarów. Domy, drogi i kanalizację zbudować by mieli sami przybysze, mieszkańcy miasta.
Jako alternatywną lokalizację Romer proponuje estońską wyspę Sarema na Bałtyku.
„Demokracja przyjdzie później”
„Moja idea może wydawać się niezbyt realistyczna, ale uważam, że w obecnej sytuacji jest warta rozważenia” – przyznaje ekonomista. „Tylko nowo powstałe miasta są w stanie poradzić sobie z wielka migracją. Żadne państwo na świecie, nawet te największe, nie będzie chciało przyjąć 10 albo 20 milionów migrantów” – dodaje.
Wyjaśnia swe porównanie do Hongkongu: „Hongkong rozwijał się znakomicie, bo chodziło o terytorium, które Brytyjczycy najpierw zdobyli, a potem chronili. W czasie wojny domowej w Chinach coraz więcej ludzi uciekało do niewiele znaczącego miasta portowego. I zbudowali milionowe miasto” – tłumaczy. Przyznaje, że Hongkong nie był jednak demokracją, „dlatego przy nowych projektach najpierw trzeba powołać gubernatora, który zagwarantuje praworządność i bezpieczeństwo, a demokracja może przyjść później”.