Wybory w Turcji. Tym razem Erdogan nie jest faworytem
13 maja 2023W niedzielę (14 maja) w Turcji odbędą się wybory nowego parlamentu i nowego prezydenta. Po 20 latach obecny prezydent Recep Tayyip Erdogan nie staje w szranki jako zdecydowany faworyt. Także jego sojusz wyborczy ustępuje w sondażach przymierzu opozycji.
Kto kandyduje w wyborach prezydenckich?
W wyborach prezydenckich w szranki stanęło czterech kandydatów. Zacięty wyścig o zwycięstwo odbędzie się jednak między urzędującym prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem a jego głównym rywalem Kemalem Kilicdaroglu. Według wielu sondaży Kilicdaroglu, kandydat największego sojuszu opozycji, wysunął się nawet na czoło, co wprawia w coraz większe zdenerwowanie Erdogana i obóz rządowy.
Poparcie dla pozostałych dwóch kandydatów, z których jeden, Muharrem Ince, w ostatniej chwili wycofał się z rywalizacji, wahało się na poziomie od 2 do 6 procent. Skutkiem ich udziału w kampanii może być to, że prezydenta wyłoni dopiero druga tura wyborów.
Kampania wyborcza i retoryka
Z powodu potężnego trzęsienia ziemi w lutym i niedawnego Ramadanu kampania wyborcza rozpoczęła się tym razem późno. Dopiero od kilku tygodni największy sojusz opozycyjny ze swoim kandydatem na prezydenta Kemalem Kilicdaroglu przechodzi do ofensywy.
Kampania wyborcza Erdogana polega głównie na otwieraniu wielkich projektów państwowych. Zaprezentował na przykład pierwszy turecki lotniskowiec i uroczyście otworzył powstałą dzięki rosyjskiej technologii pierwszą elektrownię atomową na ziemi tureckiej. Nie gardzi jednak również występami na dziedzińcach meczetów i chętnie stawia na fake newsy.
Media są na wszystkich kanałach w pełni lojalne wobec rządu. Państwowe Radio i Telewizja TRT oraz agencja prasowa Anadolu nie odstępują Erdogana i jego sojuszników na krok. Według opozycji dostali oni w minionych czterech tygodniach 3600 minut czasu antenowego. Konkurencja była tam obecna tylko przez 42 minuty – i przedstawiano ją wyłącznie negatywnie.
Jaki ustrój polityczny panuje w Turcji?
Republika turecka była od chwili jej założenia w 1923 roku według konstytucji demokracją parlamentarną. Erdogan zapragnął to jednak zmienić. Rządząca partia AKP zrealizowała ten zamiar przy pomocy swojego ultranacjonalistycznego partnera, czyli partii MHP w 2017 roku. Wybory w 2018 roku przypieczętowały wprowadzenie systemu prezydenckiego. Od tego czasu prezydent jest głową państwa, a jednocześnie stoi na czele rządu. Urzędu premiera już nie ma.
Prezydent jest wybierany na pięć lat bezpośrednio przez naród i ma w nowym ustroju szerokie kompetencje. Według swojego uznania mianuje i dymisjonuje ministrów i wysokich rangą urzędników państwowych oraz kieruje gabinetem. Mianowani przez niego ministrowie mogą wyznaczać gubernatorów i innych przedstawicieli państwa w prowincjach i powiatach, dzięki czemu wpływy prezydenta sięgają nawet samorządu terytorialnego.
Głowa państwa ma również prawo wydawać dekrety oraz obsadzać wiele stanowisk w wymiarze sprawiedliwości, sektorze finansów publicznych i systemie edukacji. Również najważniejsze urzędy w tajnych służbach i potężnym biurze do spraw wyznań Diyanet podlegają bezpośrednio prezydentowi.
Po wprowadzeniu systemu prezydenckiego zniesiono również zasadę ponadpartyjności. Dzięki temu urzędujący prezydent Recep Tayyip Erdogan mógł pozostać przewodniczącym swojej islamsko-konserwatywnej partii rządzącej AKP. Od tego czasu właściwie nie obowiązuje już zasada rozłączności stanowisk we władzy ustawodawczej i wykonawczej.
Czy parlament ma jakieś znaczenie?
Podczas swoich rządów Erdogan skroił aparat państwa na swoją miarę, nieustannie rozszerzając swoje kompetencje.
Chociaż po wprowadzeniu systemu prezydenckiego liczbę posłów zwiększono z 550 do 600, Erdogan pozbawił turecki parlament znaczenia. Parlament może wprawdzie nadal obradować nad ustawami i je uchwalać, ale obóz rządowy ze swoją przeważającą większością blokował tam wszelkie inicjatywy opozycji i forsował wyłącznie własny program polityczny. Rządowa większość torpedowała również postulaty opozycji, takie jak powoływanie komisji śledczych w związku z wielkimi katastrofami lub zarzutami korupcji. Na zapytania opozycji rząd w większości przypadków nawet nie reagował.
Obecnie w parlamencie jest reprezentowanych czternaście partii. Wielu z nich udało się pokonać siedmioprocentowy próg wyborczych dzięki zawieraniu sojuszy wyborczych.
Ile jest sojuszy?
W wyborach parlamentarnych decydującą rolę odgrywają trzy sojusze wyborcze: Sojusz Ludowy Erdogana, Sojusz Narodowy największego bloku opozycyjnego oraz kierowany przez prokurdyjską partię HDP Sojusz Pracy i Wolności.
Do Sojuszu Ludowego Erdogana należą oprócz AKP od lat ultranacjonalistyczne ugrupowania MHP i BBP. Niedawno przyłączyła się do niego również Nowa Partia Dobrobytu, inspirowana islamistyczną ideologią wspólnoty religijnej Milli Görüs.
Sojusz Erdogana popiera poza tym radykalna islamistyczna prokurdyjska partia HÜDAPAR, blisko związana z organizacją terrorystyczną Turecki Hezbollah. Również wiele masowych ortodoksyjnie muzułmańskich wspólnot robi jawnie reklamę Erdoganowi i jego przymierzu, ponieważ za rządów prezydenta cieszą się licznymi przywilejami, których utrata grozi im w razie jego porażki.
Największy sojusz opozycyjny składa się z kolei z sześciu bardzo różnych partii, których zgodne poparcie potrafił uzyskać Kemal Kilicdaroglu. Jako kandydat na prezydenta cieszy się on szacunkiem znacznej części krytyków rządu. Także kurdyjsko-socjalistyczny Sojusz Pracy i Wolności jest za Kilicdaroglu.
Siłą napędową trzeciego sojuszu jest prokurdyjska partia HDP. Toczy się przeciwko niej postępowanie, które może doprowadzić do jej zakazu. Tysiące jej członków siedzą w więzieniach pod zarzutem terroryzmu, a prawie wszystkich burmistrzów z HDP usunięto ze stanowiska.
Były szef partii Selahattin Demirtas, który od siedmiu lat siedzi w więzieniu o zaostrzonym rygorze, prowadzi stamtąd skuteczną kampanię przeciwko Erdoganowi i jego rządowi. Za pośrednictwem adwokatów jego wypowiedzi trafiają na forum publiczne, częściowo wpływając na przebieg kampanii wyborczej, przede wszystkim w odniesieniu do tematyki kurdyjskiej.
Ile osób jest uprawnionych do głosowania?
Według oficjalnych danych w wyborach 14 maja uprawnionych do głosowania jest ponad 64,1 mln ludzi. Ponad 3,4 mln z nich mieszka za granicą. Pod względem wagi głosy z zagranicy plasują się więc na czwartym miejscu za największymi tureckimi metropoliami – Stambułem, Ankarą i Izmirem. Za granicą oddawanie głosów rozpoczęło się już 27 kwietnia.
W wyborach w 2018 roku frekwencja wyborcza w Turcji wynosiła ponad 86 procent, a za granicą około 50 procent.
Zdobywając około 53 procent głosów, Erdogan wygrał w 2018 roku wybory prezydenckie w pierwszej turze, a jego sojusz wyborczy dostał prawie 54 procent ważnych głosów w Turcji. Za granicą Erdogan i jego sojusz wyborczy odnieśli większy sukces, uzyskując wśród tureckiej diaspory w obu przypadkach ponad 60 procent.
Według tureckiego biura wyborczego prawo głosu w nadchodzących wyborach prezydenckich ma również 167 tysięcy Syryjczyków, a także 23 tysiące przybyszów z Afganistanu, 21 tysięcy z Iranu, 16 tysięcy z Iraku oraz 6 tysięcy z Libii. Z wyjątkiem prokurdyjskiej HDP wszystkie partie obiecują w kampanii wyborczej jak najszybsze odesłanie uchodźców do domu.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>