Zemsta Łukaszenki.Uchodźcy na granicy białorusko-litewskiej
29 lipca 2021Justas ostrożnie przedziera się przez poszycie leśne. Na twarz naciągnął brązową czapkę narciarską, puszcza snop światał latarki w ciemny las. 22-letni funkcjonariusz straży granicznej od wielu godzin patroluje z kolegą granicę z Białorusią. −Trzy dni temu przecięto tu ogrodzenie, więc łatwiej było ją przekroczyć − mówi Justas. Właściwie pogranicznicy chcieli zatrzymać się tylko na chwilę na tym odcinku. Ale usłyszeli głośny szelest w gęstwinie. Teraz Vitautas czeka w samochodzie, podczas gdy Justas przeszukuje okolicę na piechotę. Ale nic się już nie rusza.
Cisza radiowa na granicy
Granica Litwy z Białorusią ma prawie 680 kilometrów długości. W niektórych miejscach oba kraje oddziela jedynie niski drewniany płot lub tylko niewielki rów z wodą. Pokonanie tej przeszkody wydaje się być dziecinnie proste, ale jak dotąd nie stanowiło to dla Litwy większego problemu. Według oficjalnych danych, w 2020 roku granicę przekroczyło nielegalnie zaledwie 79 osób i byli to głównie Białorusini uciekający przed reżimem Łukaszenki. W tym roku jest to już ponad 2,5 tysiąca osób. Pochodzą z Afganistanu, Syrii, Iraku czy państw afrykańskich. Większość z nich pojawiła się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy.
Zaledwie dzień wcześniej litewska straż graniczna zatrzymała na tym odcinku sześć osób. Na zdjęciach z kamery monitoringowej widać, jak przybysze nielegalnie przekraczają granicę, pomagając sobie nawzajem w przeskoczeniu ogrodzenia i krótko po tym odpoczywają. Widać też mężczyznę po drugiej stronie, najprawdopodobniej białoruskiego strażnika granicznego, który daje grupie sygnały ręką, gdy do miejsca zbliża się litewski patrol.
− Kiedyś dobrze nam się współpracowało z białoruską strażą graniczną, ale teraz po prostu nas ignorują − mówi Justas. Dzielili się też informacjami zebranymi podczas patroli. Ale teraz często panuje cisza na łączach.
Zemsta Łukaszenki na UE
Rząd Litwy obwinia Białoruś i jej autorytarnego władcę Aleksandra Łukaszenkę za gwałtowny wzrost nielegalnej migracji na granicy. Według Wilna, Łukaszenka chce się zemścić za sankcje UE wobec jego reżimu. Mantas Adomènas, wiceminister spraw zagranicznych Litwy, powiedział DW, że białoruscy mundurowi bez identyfikatorów zabierają ludziom paszporty, usuwają dane z ich telefonów komórkowych, a następnie prowadzą ich do granicy, a jego kraj jest w stanie przyjąć maksymalnie 5 tys. osób. − Oczywiście nie chcemy dopuścić do tego, żeby pojechali dalej na Zachód. W końcu ich celem są głównie Niemcy. Ale jeśli liczba ta wzrośnie, nie będziemy mieli wystarczających możliwości i będziemy musieli pozwolić im odejść − powiedział Adomènas. Jest to zaskakująco dobitne ostrzeżenie dla innych krajów UE.
Agresywne nastroje
Nastroje wśród ludności litewskiej stają się coraz bardziej krytyczne, wręcz ksenofobiczne. Zauważa to Leva Čičelyte, która od pięciu lat pracuje z uchodźcami i migrantami w regionie przygranicznym jako kierownik projektu Caritas. − Miejscowi myślą, że przychodzą do nas terroryści – tłumaczy Čičelyte. Także strażnicy graniczni Justas i Vitautas nie rozumieją, dlaczego na Litwę przyjeżdżają ludzie z Iraku, Afganistanu czy Kongo. Przede wszystkim nie mogą pojąć, jak można wyruszyć w tak niebezpieczną podróż z dziećmi.
Strażnicy zaparkowali samochód na wzgórzu. Stamtąd przeczesują teren przy pomocy noktowizorów. − Ludzie mówią, że chcą lepszego życia. Ale w rzeczywistości chcą tylko pieniędzy − mówi Vitautas, który pracuje w straży granicznej od sześciu lat. Ale to jest tylko jego osobista opinia - zaznacza 29-latek. Tymczasem wielu uchodźców zapłaciło duże pieniądze za to, aby przemytnicy przywieźli ich na granicę litewsko-białoruską.
Winę za coraz bardziej wrogie nastroje wobec uchodźców na Litwie ponoszą również politycy, mówi wyraźnie poruszona Leva Čičelyte. − Przedstawiają całą sprawę wyłącznie negatywnie, zamiast dodać nam odwagi − dodaje. Tylko w ostatni weekend mieszkańcy przygranicznego miasta demonstrowali przeciwko budowie nowego domu dla uchodźców.
Nadzieja na lepsze życie
W Rukli, małym litewskim miasteczku nad brzegiem rzeki Wilia, od jakiegoś czasu działa schronisko dla uchodźców - ośrodek przyjmowania tych, którzy przedostali się przez granicę. Z zewnątrz obiekt wygląda raczej na zapuszczony. Za bramą bawi się kilkoro małych dzieci. Rodzina z Iraku, która wybrała się w podróż z synem, opowiada, że za przelot do Mińska i zakwaterowanie w hotelu zapłaciła 1200 dolarów. Z Mińska udali się w kierunku granicy litewskiej. Teraz utknęli właśnie tutaj.
Inny mężczyzna - mówi, że pochodzi z Bagdadu i opisuje, jak przekraczał granicę w nocy w większej grupie. W pewnym momencie prowadzący ich Białorusini powiedzieli: „Tam jest Litwa. Biegnijcie!” Na pytanie, czy mężczyźni nosili mundury? „Nie”- odpowiada Irakijczyk. − Mieli na sobie cywilne ubrania. Nie mogłem rozpoznać ich twarzy − dodaje.
Dwunastogodzinna zmiana Justasa i Vitautasa powoli dobiega końca. O świcie nad trasą ich patrolu unosi się mgła. Co się teraz liczy? − Jesteśmy tutaj, aby zabezpieczyć zewnętrzną granicę UE − mówi stanowczo Justas i wzdycha. Jutro znów będzie na nocnej zmianie.