Znowu dramat pod Lampedusą. 29 osób zamarzło
10 lutego 2015110 mil morskich – około 160 km – musiały pokonać łodzie włoskiej straży przybrzeżnej, by dotrzeć do walczących o życie imigrantów. 105 osób stłoczonych na gumowym pontonie wysłało sygnał SOS już w niedzielę po południu (8.02.2015). Włoskie siły ratunkowe dotarły do nich dopiero w nocy. Dla co najmniej 29 osób pomoc przyszła za późno. Dziewięć z nich zamarzło jeszcze przed przybyciem pomocy, kolejnych dwadzieścia zmarło z zimna i wyczerpania już na łodziach włoskich ratowników, w drodze na Lampedusę. Liczba ofiar tej najnowszej tragedii może jeszcze wzrosnąć. Część uratowanych była w tak krytycznym stanie, że śmigłowcami zostali przewiezieni do szpitala na Sycylię.
Sztorm i temperatury bliskie zera
Warunki, w jakich przeprowadzona została akcja ratunkowa, były ekstremalnie trudne. Temperatury sięgały zera stopni Celsjusza, na morzu szalał sztorm. – Nasi ludzie są kompletnie wyczerpani. Musieli walczyć z falami sięgającymi dziewięciu metrów wysokości – zilustrował sytuację rzecznik włoskiej straży przybrzeżnej Philippo Marini. – Graniczy z cudem, że ktokolwiek został w ogóle uratowany. Prowadzenie akcji ratunkowej w takich warunkach jest prawie niemożliwe – przyznał Marini. Ratownicy ryzykowali własne życie.
– To straszne. Wśród tych rozbitków jest tylu młodych. Są kompletnie przemoczeni. Wszyscy są przemarznięci – wstrząśnięty mówił dziennikowi „La Repubblica“ sanitariusz Pietro Bartolo.
Dla burmistrz Lampedusy Giusi Nicolini sytuacja taka jest skandaliczna. Od zakończenia w październiku 2014 włoskiej operacji Mare Nostrum, zapobieżenie takim katastrofom jest niemożliwe. – Po Mare Nostrum nie ma żadnej akcji pomocy. Tryton nie jest misją humanitarną. Tryton to Frontex, chodzi o ochronę granic. Zresztą to widać: tej akcji ratunkowej nie przeprowadził Frontex czy Tryton, tylko była odpowiedzią naszej straży przybrzeżnej na wołanie o pomoc zrozpaczonych ludzi – mówi Giusi Nicolini.
Z Mare Nostrum mieliby szanse przeżycia
Według oficjalnych danych włoskich władz, dzięki operacji Mare Nostrum uratowanych zostało ponad sto tysięcy imigrantów. Operacja została powołana do życia w październiku 2013, kiedy po katastrofie statku-wraku pod Lampedusą utonęło 366 imigrantów. Po roku misja Mare Nostrum, do której Włochy zaangażowały także okręty marynarki wojennej, dobiegła końca. Między innymi ze względu na koszty – blisko 10 mln euro miesięcznie. Włochy wielokrotnie podkreślały, że ratowanie uchodźców na Morzu Śródziemnym jest zadaniem całej Europy.
Dla wsparcia włoskich służb ochrony wybrzeża powołana została do życia unijna operacja Tryton. Musi jednak zadowolić się znacznie skomniejszymi środkami niż Mare Nostrum, jej zakres działania ogranicza się ponadto do ochrony strefy tuż przed włoskim wybrzeżem. Nie tylko dla burmistrz Nicolini są to dalece niewystarczające środki zaradcze. – Czujemy się zostawieni przez Europę sami sobie – mówi.
Zdaniem Nicolini włoski rząd musi intensywnie starać się o powołanie do życia, i to jak najszybciej, nowej operacji humanitarnej na Morzu Śródziemnym. Burmistrz Lampedusy jest przekonana, że gdyby w akcji były jeszcze statki Mare Nostrum, które operowały zawsze daleko na południe od Lampedusy, ludzie, którzy już uratowani zmarli na łodziach straży przybrzeżnej, jeszcze by żyli. Konieczność transportowania rozbitków dziesiątki mil morskich jest nieludzka. – Jeżeli celem ma być więcej zmarłych a mniej żywych, odpowiedzialni go osiągnęli – podsumowuje Giusi Nicolini.
Dalsze ofiary u wybrzeży Hiszpanii?
Kolejny gumowy ponton z imigrantami zgłosiła hiszpańska straż przybrzeżna. Jak dotąd nie ma po nim śladu. Wobec ciągle trudnych warunków panujących na morzu trzeba się liczyć z dalszymi ofiarami śmiertelnymi.
Każdego roku dziesiątki tysiący ludzi waży się na ryzykowne przepłynięcie kompletnie nie nadającymi się do tego łodziami z Afryki Północnej do Europy. Nie powstrzymują ich nawet zimowe sztormy. Tylko w styczniu br. do wybrzeży Włoch dotarło ponad 3,5 tys. imigrantów. Od początku 2014 roku na włoskie wybrzeża przybyło ponad 150 tys. imigrantów. Tysiące ludzi zginęło w drodze – utonęli, zmarli z pragnienia, wyczerpania, z wyziębienia.
– Ponad 360 ofiar katastrofy pod Lampedusą w październiku 2013 nie pomogło. Słowa papieża Franciszka nie pomogły. Jesteśmy znowu tam, gdzie byliśmy przed Mare Nostrum. Taka jest rzeczywistość – zaznacza burmistrz Lampedusy Giusi Nicolini.
tagesschau.de, dpa, kna, afp / Elżbieta Stasik