„Zrabowane historie”. Wspólna akcja DW i TVP
13 września 2024W sobotę 14 września w „Teleexpressie” widzowie Telewizji Polskiej zobaczą pierwszy odcinek przygotowanego wspólnie przez Deutsche Welle i TVP cyklu „Zrabowane historie”. W kolejnych krótkich odcinkach reporterka DW Magdalena Gwóźdź-Pallokat będzie podawać kolejne nazwiska Polek i Polaków, ofiar niemieckiego nazizmu. Nazwiska nieprzypadkowe. Wszystkich bohaterów programu łączy bowiem jedna rzecz – pozostały po nich bezcenne pamiątki. A archiwum, w którym się znajdują, szuka rodzin i spadkobierców ich prawowitych właścicieli.
Effekten, czyli rzeczy osobiste
W Arolsen, małym mieście na granicy niemieckich landów Hesji i Nadrenii Północnej-Westfalii, w sterylnych warunkach archiwum (pełna nazwa: Arolsen Archives – Międzynarodowe Centrum Badań Prześladowań Nazistowskich), od 1963 roku leżało około 4700 zegarków, pierścionków, kolczyków, papierośnic, dowodów tożsamości, pamiętników, zdjęć, listów, obrączek, piór wiecznych, medalików i innych rzeczy osobistych więźniów niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych.
Niemcy na takie rzeczy osobiste, które człowiek zabiera w podróż, mówią „Effekten”. Dziś zostało ich w Arolsen około 2,5 tysiąca. Z tego kilkaset to pamiątki po Polakach.
Dzięki uporowi pracownic archiwum – w tym Polki Małgorzaty Przybyły oraz historyczki Anny Meier-Osinski i mrówczej pracy wolontariuszy, m. in. uczniów polskiej szkoły w Oświęcimiu pod wodzą ich nauczycielki Elżbiety Pasternak, od początku zainicjowanej przez Archiwum kampanii #StolenMemory, czyli przez osiem już lat, udało się oddać – jak podkreśla Małgorzata Przybyła – polskim spadkobiercom i krewnym więźniów ponad 300 pamiątek.
Polacy odzyskują pamiątki
Do odnalezienia zostało jeszcze kilkaset rodzin – głównie spadkobierców i krewnych osób, które były więzione w Neuengamme i Dachau, oraz w więzieniu gestapo w Hamburgu, w obozach koncentracyjnych Natzweiler i Bergen-Belsen, a także w obozach przejściowych Amersfoort i Compiègne.
Jak Katarzyna Konieczna, która ze wzruszeniem odebrała w 2022 r. pamiątki po swojej prababci Leokadii Rożniewskiej – listy, dokumenty i piękny, skromny srebrny medalik z Matką Boską. Jak Agnieszka Bocheńska i Krzysztof Kowalczyk, którzy wraz z otrzymaniem pamiątek po dziadku Henryku dowiedzieli się, że był bohaterem, członkiem konspiracji rotmistrza Witolda Pileckiego w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Czy jak Sławomir Wiaderek, który pierwszy raz zobaczył zdjęcie swojego ojca – którego znał jako twardziela z niespożytym apetytem na życie – jako przerażonego piętnastolatka w obozowym pasiaku.
Pomnik z papieru
Od kilku lat coraz częściej pamiątki po polskich więźniach i historie, które w sobie kryją, wracają do domu. Ale jak w ogóle tysiące rzeczy osobistych Polaków znalazły się w Arolsen?
Kiedy w 1945 r. w powojennych alianckich strefach okupacyjnych na terenie Niemiec tworzyła się Internationale Suchdienst, którą starsi Polacy znają jako Międzynarodową Służbę Poszukiwań, nikt nie przewidywał, że instytucja ta będzie istnieć tak długo. I że jej funkcja tak bardzo się zmieni.
Tuż po wojnie najważniejsze było połączenie milionów rozdzielonych rodzin. Biura poszukiwawcze w okupowanych Niemczech szukały miejsc zamieszkania, miejsc pochówku i jakichkolwiek informacji, które mogły wyjaśnić los zaginionych – po całej wyzwolonej z nazistowskiego jarzma Europie. Pomocne okazały się dokumenty stworzone przez samych Niemców.
Imię, nazwisko, data urodzenia, skąd przyjechał, w jakim obozie był więziony, czy wyszedł na wolność, czy zmarł w obozie, czy i gdzie został przeniesiony – niemieccy urzędnicy skrzętnie dokumentowali więzienną odyseję ofiar III Rzeszy. Po wojnie te bezcenne dokumenty przywieziono do Arolsen.
Tam pracownicy Międzynarodowej Służby Poszukiwań – często dipisi, czyli osoby przemieszczone, uchodźcy, byli więźniowie - latami katalogowali i porządkowali ten, jak go nazywają – ein Denkmal aus Papier. Dziś w dużej części zdigitalizowany, ułożony kartka po kartce na sobie gigantyczny „pomnik z papieru” byłby wyższy od najwyższego szczytu Niemiec, Zugspitze (2,962 m n.p.m.).
Centralna Kartoteka Nazwisk
Dzięki tej pracy oprócz samych rzeczy osobistych więźniów – a nie każdy je miał przy sobie, gdy wpadł w ręce Niemców – w Arolsen Archives znajduje się dziś 30 milionów katalogowanych i porządkowanych przez ponad siedem dekad dokumentów, pozwalających prześledzić – do pewnego stopnia – losy 17 milionów ludzi, którzy przeszli przez nazistowską machinę terroru – obozy, przymusową pracę, germanizację.
Pracownicy Archiwum przeszukują te przepastne sterty dokumentów dzięki specjalnym kartom, na których wypisano najważniejsze dane konkretnych osób: nazwiska, daty urodzenia, daty śmierci. Dotyczące ich dokumenty posortowano w indywidualne zbiory, które potem można odnaleźć wśród setek identycznych szarych pudełek – właśnie za pomocą tej karty.
To serce archiwum Arolsen nazywa się Centralną Kartoteką Nazwisk. Raz na jakiś czas przy pudełku widnieje adnotacja, że jest do niego przypisany depozyt z rzeczami osobistymi.
Ukradziona pamięć
Mijały lata. Dokumenty – pierwotnie służące pomocą w odnajdywaniu i łączeniu rodzin – po 1989 roku zyskały nową funkcję – stały się podstawą do wypłaty odszkodowań za pracę przymusową w III Rzeszy. To wtedy do Arolsen pisało wielu Polaków.
A od kilku lat Archiwum samo aktywnie poszukuje rodzin byłych więźniów i oddaje im pamiątki po krewnych.
- Mimo, że od wybuchu II wojny światowej minęło 85 lat, wciąż losy wielu Polaków pozostają niewyjaśnione. W Arolsen Archives pracujemy nad tym – nie tylko w kontekście depozytów, jakie się u nas znajdują, ale również ogromnego zbioru, liczącego 30 milionów dokumentów, by te losy wyjaśniać, uzupełniać – mówi Anna Meier-Osiński, Outreach Manager Arolsen Archives i inicjatorka jednej z kampanii Archiwum – „Powstanie Warszawskie. Nieznane hiSTOrie”.
– W zasobach archiwum znajdują się obecnie dwa tysiące depozytów. W Polsce szukamy jeszcze 650 rodzin, w tym 79 rodzin ofiar wywiezionych z Warszawy w trakcie Powstania Warszawskiego. Chcemy im przekazać depozyty, jakie zachowały się po ich bliskich. W poszukiwania angażują się instytucje, szkoły, wolontariusze. Dzięki ich wielkiej pomocy, a także intensywnej pracy naszego Wydziału Poszukiwań, wiele depozytów zostało już przekazanych krewnym – dodaje.
Akcja DW i TVP „Zrabowane historie”
I to właśnie tych rodzin i potomków ofiar niemieckiego nazizmu – prawowitych właścicieli Effekten – Deutsche Welle i Telewizja Polska we współpracy z Arolsen Archives będą teraz wspólnie szukać. Co tydzień, w Teleexpressie. Informacje i nazwiska więźniów obozów będą też publikowane w mediach społecznościowych Deutsche Welle.
Deutsche Welle to niemiecki nadawca publiczny na zagranicę. Telewizję Polską oglądać może każdy Polak. Być może dzięki wspólnej z Arolsen Archives akcji „Zrabowane historie” spełni się marzenie Małgorzaty Przybyły z Arolsen Archives – i kilkaset "polskich dusz" wróci z Niemiec do ojczyzny.